Dziś na blogu Dzień Bliźniakowej Mamy! Jak bliźniaki zmieniły naszą codzienność, czy bliźniakowe mity są prawdziwe i czym wychowanie dwójki maluchów naraz różni się od chowania pojedynczej pociechy? 

[Na start zapowiem, że zrobiłam w ciągu dwóch dni tyle pięknych zdjęć maluchom, że nie omieszkam ich wszystkich pokazać 😉 Zdjęciowy spam! Alert: jeśli do tej pory nie zakochaliście się w Gutku i Leośku to po tym wpisie kompletnie przepadniecie! I może nawet zarażę Was chęcią posiadania dwójki naraz? ;-)]

bliźniaki

bliźniaki

BLIŹNIAKI – PIERWSZE MIESIĄCE

Zacznijmy od początku. Jak już nieraz pisałam wcześniej TU i TU (klik), pojawienie się bliźniaków było dla nas tak ogromnym zaskoczeniem, że chociaż o „czterech kreskach” dowiedzieliśmy się jakoś w kwietniu, to cieszyć się na myśl o czekającym nas wyzwaniu zaczęliśmy się dopiero w okolicach Dnia Matki. Chyba nikt się nie dziwi, po trójce chłopców marzyliśmy o czwartym maluszku, który się „sam” wychowa, na luzie, a tu los nam zesłał taką wymagającą niespodziankę! Baliśmy się strasznie, także o to, czy w ogóle uda mi się zdrowo donosić ciążę i faktycznie zachować dwa maluszki.. wśród koleżanek dwie były mamami bliźniąt, z których urodziło się tylko jedno… stąd nasze obawy, które towarzyszyły mi do samego końca. Na szczęście, niepotrzebnie się martwiliśmy i 8 grudnia 2015, przec CC zostaliśmy rodzicami najcudowniejszej dwójki chłopców na świecie. 2690gr i 2890gr szczęścia naraz! Wszystko było dla nas nowe, od niemożności uwierzenia, że ta dwójka zmieściła się w jednym brzuchu po ogarnianie karmienia i pielęgnację. Wszystkie moje zasady i mity, które wytworzyłam w głowie zanim się maluchy urodziły, prysnęły niczym mydlana bańka w zderzeniu z rzeczywistością. Byłam gotowa jak zawsze konsekwentnie i twardo wypracować synchronizację i idealny harmonogram karmienia – spania – przewijania, a tu… guzik! Moje dwa maluszki od początku wykazywały się totalnie różnym charakterem i potrzebami, więc znalezienie jakiegokolwiek wspólnego mianownika było z góry skazane na niepowodzenie. Ta tendencja utrzymuje się do dziś 😉 I w totalnym chaosie trwaliśmy kilka miesięcy, nic nie można było zaplanować, a nawet jak planowaliśmy to z reguły nic z tego nie wychodziło. Wyjazd rodzinny na wycieczkę, dokądkolwiek? Zapomnij! Zwykłe wyjście na spacer udawało nam się czasem zrobić dopiero… po 18. Zimą. Czujecie ten mróz? Ale brak synchronu, ich niespanie, kupa, karmienie, spanie, kupa itd, itd, jakbym miała pierwsze dziecko – nieogar totalny! Przez ten czas przeszliśmy przez wszystkie stany świadomości i różne załamania, od totalnego niewyspania i wzajemnych pretensji, przez wszechogarniającą euforię. Bo chociaż człowiek zmęczony razy dwa, albo bardziej, to radość z pierwszego uśmiechu, świadomego kontaktu x2 jest także również razy dwa, albo i więcej. Każda z Was pamięta na pewno, jak cieszyła ją każda nowa umiejętność, a mamy bliźniąt mają tej radości dwa razy więcej. Ja miałam wręcz wrażenie, że trwam w nieustającym upojeniu, pijana ze szczęścia, która to radość przesłaniała mi trudy i troski. Serio, natura jest niesamowita, że dając w pakiecie dwa razy więcej kolek i niemowlęcych dramatów, daje również tyle endorfin z powodu tak błahego jak pierwszy uśmiech, złapanie grzechotki i wodzenie wzrokiem. Istny cud życia 🙂

Troszkę sytuacja unormowała się po wakacjach, maluchy zrobiły niesamowity krok w samodzielność, zaczęły siadać, raczkować, stawać na nogi i zsynchronizowały się ze spaniem, zarówno w ciągu dnia jak i w nocy. Wypracowaliśmy wtedy układ: karmienie na dobranoc ok 20, potem o 24 i ok 3-4 rano. [Dzisiaj, po roku, wygląda prawie identycznie ;)] Dzięki temu ja miałam więcej snu dla siebie i budziłam się rano weselsza 😉

Ciężko mi pisać o tych pierwszych miesiącach ich życia, bo totalnie zlewają mi się w głowie kolejne etapy. Nie pamiętam, co kiedy konkretnie nastąpiło, bo tyle się działo naraz, że nie da się nad tym zwyczajnie zapanować. Poza tym nie mogę uwierzyć, że to było już tak dawno!.. Zdecydowanie największą różnicą jest tempo, z którym płynie czas. Wraz z pojawieniem się bliźniaków na świecie czas nabrał turboprzyspieszenia. To jest jakiś obłęd. Mam wrażenie, że upłynął tydzień, a to już miesiąc minął… i tak cały czas… efektem tego jest brak zdjęć, które miałam robić raz w miesiącu z lightboxem, odliczającym kolejne dni. Zrobiłam ich może 4… 😀 Cóż! Kolejna rzecz, której nie udało mi się zrealizować!

BLIŹNIAKI – UBIERAĆ TAK SAMO CZY INACZEJ?

Inną taką sprawą jest założenie, że przecież nigdy nie będę ubierać maluchów tak samo. Wydawało mi się to idiotyczne! Tyle się naczytałam, że trzeba wspierać w bliźniakach od małego poczucie indywidualności, że to, że tamto. I co? UWIELBIAM ich ubierać w to samo, albo analogicznie, albo w pasujące do siebie ubranka 😉 I wszystkie teorie i filozofie na ten temat wyrzuciłam do śmieci w pierwszym tygodniu ich życia, jak tylko wyszłam z maligny poporodowej 😉 Wniosek? Życie samo weryfikuje, co jest dla nas najlepsze i nie ma sensu się spinać o takie pierdoły, jak kolor ubranka. Moim dzieciom jest to totalnie obojętne, póki co, a z odróżnieniem ich na zdjęciach nie mamy najmniejszych kłopotów, bo…

bliźniaki

bliźniaki

bliźniaki

bliźniaki

 

BLIŹNIAKI – A KOMPLETNIE RÓŻNE!

To jest nasze największe zaskoczenie! Od wczesnej ciąży wiedziałam, że na 98% będą to bliźniaki dwujajowe, czyli dwa różne zestawy genów, dokładnie tak samo podobne do siebie jak może być zwykłe rodzeństwo. Mimo to w głowie miałam utrwalony obraz, że skoro bliźniaki, to muszą być jeśli nie identyczni, to chociaż bardzo podobni. I od pierwszych chwil i to zweryfikowało życie: maluszki miały inne buźki, włosy, kolor skóry. Dzisiaj tych różnic dostrzegamy codzień więcej, a co gorsza, nie znaleźliśmy dotąd ani jednego podobieństwa. No trafiły nam się dwa kompletnie różne maluchy, które zupełnie nie wyglądają na bliźniaki: inne włosy, buzie, uszy, inne paluszki, paznokietki i charaktery, a co więcej – najmłodszy Leoś przerósł Gucia o jakieś 7 centymetrów! Podczas gdy Gucio odzwierciedla idealnie charakterystyczne dla swojego wieku parametry wzrostowo-wagowe, tak Leon totalnie je przekracza. Jest szczuplutki, ale bardzo „nabity” i ciężki, a wzrostem odpowiada dwulatkowi – ma 92cm 😀 Wielkolud!

GUCIO

Do tego dwa charakterki: Gucio to typ „hop do przodu”, istna kula energii, pełna zarówno radości jak humorów i fochów, które tak samo gwałtownie się zaczynają, jak kończą. Totalny kalejdoskop emocji. Do tego wszystko umie i robi pierwszy, jakby doczekać się nie mógł, nawet szybciej niż inne dzieci w jego wieku, i wyrywa Leosiowi z rąk zabawki. Nie potrafi się długo skupić na zabawie i ma słomiany zapał – słowem, wszystko to, co charakteryzuje jego mamę 😉 Przy tym jest niesamowicie mądry, bystry, łapie wszystko w lot i zaraz sam powtarza. Ostatnio próbuje naśladować, co mówimy i chociaż dopiero od niedawna mówi „mama”, to tych mini słów codziennie pojawia się więcej! Nazywamy go naszą iskierką, bo jest tak radosny, uśmiechnięty, wszędzie go pełno i wzrusza nas swoją bystrością każdego dnia. Poza tym to „synuś mamusi” – gdy znikam, jest histeria, uwielbia się do mnie przytulać i no.. po prostu jest „mój” 😀

bliźniaki

LEOŚ

bliźniaki

Leoś to totalne przeciwieństwo Gucia. Siła spokoju, cierpliwości, wytrwałości. Do wszystkiego podchodzi bardzo ostrożnie, przez co nauka idzie mu trochę dłużej, za to bez upadków, wrzasków i wybuchów złości – jak odważy się już spróbować, to od razu umie. Jest tak spokojny i cichy, że śmiejemy się, że zapomnielibyśmy, że mamy w domu małe dziecko 😉 To po prostu anioł, dziecko jak z bajki – gdy zaspokoisz jego najpierwsze potrzeby, gdy jest przewinięty, nakarmiony i wyspany – nie ma Leosia. Spokojnie, po cichu, robi swoje. Gorzej, gdy której z tych potrzeb nie zaspokoimy – wtedy jest taka awantura, że się o niego nie boję, da sobie radę w życiu 😉 Kocha smoczka (którym Gucio gardzi, potrzebuje go tylko do zaśnięcia), oraz rytuał picia mleka z butli – uwielbia ciamkać monia od butelki 😉 Jest cierpliwy i uwielbia zabawki, które zmuszają go do myślenia i działania, wszystkie drewniane układanki, którymi Gucio rzuca dalej niż widzi. Walczy mocno o swoje, nie daje się szybkiemu Guciowi i często macha łapką, skąd mu się to bierze? Nie mam pojęcia, ale zdecydowanie jak Gucia złapie łapką za wszarz, to nie puści, dopóki go z niej nie wyrwę! Szok! Taki zacietrzewiony i silny! I tak jak Gucio to synuś mamusi, to Leoś jest tatinsynkiem 😉 (jak inaczej po tatowemu jest maminsynek? :D). Dopóki Dawida nie ma w domu, ok, mogę przy nim robić wszystko, kocha mnie i tuli się, ile wlezie. Ale wystarczy, że pojawi się D. – mogę przestać istnieć, a on nie zauważy. Tylko do taty, tata karmi, tata przewija, tata nosi, a gdy spróbuje tylko wyjść do ogrodu czy łazienki – taki jest ryk, jakby go ze skóry ktoś obdzierał. Właśnie. Leoś tak rozdzierająco płacze, że serce pęka, łzy jak grochy, kupka trzęsącego się nieszczęścia, bidulek taki, że czujesz się jak ostatni łach, że to przez ciebie. A jak Gucio płacze to budzi złość, wrzeszczy i rzuca się na ziemię, czym w ogóle nie wzbudza naszego współczucia. Taki sprytny Leoś 😉

BLIŹNIAKI – A CODZIENNOŚĆ

W naszym domu dzieciokracja panuje pełną gębą. Od rana do wieczora wszystko dostosowane jest pod najmłodszych. Krzesła wokół stołu stanowią nie lada zagrożenie, dlatego z reguły kładziemy je na stole, do góry nogami 😉 Od jakiegoś czasu bowiem bez opamiętania dzieciaki wchodzą na stół i dosięgają wszystkiego. Podstawiają krzesło i włażą na blat. Aranżacja wokół telewizora również się zmieniła, bo nagle stał się celem nr jeden, a że jest względnie nowy, nie chcemy go stracić 😉 Itp, itd. Nadal wspólne wyjścia są trudne i często łapiemy się pomocy choćby dziadków, bo doszedł nowy kłopot- maluchy niechętnie chcą jeździć wózkiem, a rozbiegają się… w dwie strony. Samotne wyjście do parku, zabawa w piaskownicy – zapomnij! Muszę zabierać przynajmniej starszego brata, bo można oszaleć 😉 Na szczęście mamy ogródek, w którym maluchy uwielbiają się bawić.

Za to podróże stały się łatwiejsze. Po przesadzeniu do większych fotelików nagle są ciekawe i nie wzbudzają takich protestów jak wcześniej. Dlatego ostatnio intensyfikujemy podróże bliższe i dalsze naszą siedmioosobową karawaną 😉

bliźniaki

bliźniaki

bliźniaki

 

JEDNO DZIECKO A BLIŹNIAKI

Zastanawiam się czasem, jaka jest różnica w wychowaniu jednego, a więcej dzieci naraz. W sumie – chyba żadna. Wychowujesz tak samo, pochylasz się nad każdym z osobna. Musisz być identycznie sprawiedliwa i identycznie konsekwentna, jak przy jednym dziecku, bo wejdą Ci na głowę. Oczywiście przy dwójce robisz to wszystko, co przy jednym dziecku, ale razy dwa – nie ma taryfy ulgowej. Dwa razy dłuższe karmienie rozkapryszonego malucha, dwa razy więcej chorób i dwa razy więcej pampersów! Kłótnie, fochy, afery? Masz mniej czasu i jesteś bardziej zmęczona, bardziej niewyspana i bardziej zniecierpliwiona. Za to zyskujesz czas, gdy bawią się razem, zamiast angażować Ciebie do zabawy.

Ale za to jaki bonus! Za jednym razem chowasz dwa cudowne berbecie, którzy dzisiaj dają ci wiele radości  i ten stan będzie trwał do końca ich życia! A przynajmniej taką nadzieją karmię się na codzień 😉 Ale zobaczcie: czy nie mam racji? Z tą podwójną radością?! Zakochuję się w tych maluchach każdego dnia coraz bardziej!

    bliźniaki

bliźniaki

bliźniaki

bliźniaki

 bliźniaki

bliźniaki

PS Przepraszam,że Was zalałam tyloma zdjęciami, ale bijącej z nich radości nie mogłam się oprzeć 😉

Zakochaliście się? Bo ja znowu tak 😉

~ Pat