Wakacje. Od maleńkości kojarzą nam się z feerią kolorowych lodów na gałki, gwarem plaż, bo szumu morza w upalny dzień na plaży raczej usłyszeć nie sposób. Z wysypianiem się, ze schodzącą skórą z nosa, z truskawkowym koktajlem i rozmiękłą kanapką z serem, z odrobiną piasku… 

A tu BUM. Zostajesz rodzicem i w tej jednej, magicznej chwili wakacyjna utopia obraca się w niwecz. W piach. Wcale nie ten nadmorski… 

Właściwie ten sam rodzaj rozczarowania przeżywamy przy tej najpierwszej sobocie. Pierwszy weekend po narodzeniu potomka obnaża okrutną prawdę: otóż nie ma już dla nas weekendów. Nie ma. Wstawanie nocne i wczesnoporanne trwa dzień, w dzień, świątek, piątek, czy niedziela. Nie ma spania do południa – dziecię jest tak samo głodne o piątej nad ranem w poniedziałek, jak w sobotę. I tylko żal pozostaje, który próbujemy zatrzeć – i prawie nam się to na codzień udaje! – pięknymi uśmiechami, radosnym gaworzeniem, całowaniem maleńkich stópek. ZAMIAST. Zamiast tej sobotniej gorączki i niedzielnego kaca. Zamiast serialu do trzeciej rano i pobudki przed południem. I obiadu na mieście. ZAMIAST tego mamy dyndające u naszych ramion, trzepoczące się pisklę, ciągle pytające, a dlaczego, a co to… i ciągle czegoś od nas chcące.

Ten rodzaj poświęcenia, odczuwany szczególnie mocno w niedzielę rano, najboleśniej dotyka nas na początku wakacji. Rany, cały rok człowiek czeka – zakodowane to mamy już od maleńkiego dziecka – na magiczny czerwiec. Najlepszy czas w całym roku! Truskawki, hulanki, swawole! Boże, daj chociaż lipiec. Albo kawałek sierpnia. Bo czekam!.. na ten letni bezwład: nicnierobienia, nicniemuszenia, a także ten ulubiony bezwład totalny – naszego nieidealnego ciała, rozlanego w leżaku. Na tego zimnego radlerka w szklance ze słomką. Na ten kapelusz chroniący przed palącym słońcem. Fasolkę szparagową na zimno prosto z wielkiej miski. Na ten kapiący lód na patyku.

A tu nic. Nic z tego. Żadnego leżenia, żadnego błogostanu, żadnej błogiej ciszy.

Od pierwszej chwili urodzenia małolata czujesz, że te wakacje to chyba były – lub będą znowu – ale w innym życiu. Ale nieodmiennie, rok w rok, próbujesz odpocząć. Wstajesz 25 czerwca z radością, zakodowaną już chyba w genach, by cię od razu zgaszono, jak świeczkę na torcie. Leżenie na leżaku? Halo, tego nie ma w planie! „Plac zabaw! Festyn! Chodźmy, jedźmy, bo mi się nudzi!”.

I jedziemy nad jezioro, tam nasz ulubiony kocyk, grill.. a tu proszę: zamiast leżenia na kocyku – żmudne kopanie robaków, sypanie babek z piachu, pilnowanie, a jakże, czy dziecko się nie topi, przetykane szukaniem tego samego dziecka wśród setek innych kocyków. A potem – ten grill, pachnący, pyszny, te kiełbaski, ta karkówka..! Najlepsza na świecie kaszanka!.. A tu co: „Nie chcę tego! Nie lubię! Nie zjem! Fuj! Chcę loda! Chcę frytki! Chcę pierogi ruskie! Albo rsołek!”. Połykane naprędce, „zfujane” wcześniej i odrzucone z pogardą przez dziecko zimne kawąłki kiełbasy jakoś nie smakują tak, jak to pamiętamy. I ta kaszanka, sromotnie obrażona publicznie po raz wtóry, że to przecież tylko krew z kaszą w pustym jelicie – też jakoś nagle obrzydza…

Jak żyć, pytam? Jak żyć? 

Idźmy dalej. Najbardziej dojmująco zła jest zmiana, gdy masz już dzieci starsze, uczęszczające do rozmaitych placówek – żłobka, przedszkola, szkoły. Nawykłaś do kilku godzin względnej ciszy, choćby przy korporacyjnym biurku. Wtedy czyścisz głowę z odmętów takich rozkminek, jak przemycić nastolatkowi warzywa do spaghetti (podpowiem: zmiksuj z sosem pomidorowym), albo jak sprawić, by dziecko zaczęło robić kupę na nocnik. Nagle, z dnia na dzień, od 25 czerwca nie tylko masz dzieci. Masz (dwoje, troje, czworo, pięcioro!) DZIECI cały czas, non stop, na głowie. Te afery, kłótnie, wrzaski, prośby „pić, jeść, siku, kupa, spać, jeść, pić, nudzę się” nie mają końca, nawet na godzinę dziennie. Bo przedszkola brak. Szkoły brak. Niani brak!.. CISZY BRAK!!! Nagle od rana do wieczora tylko podajesz do stołu i sprzątasz, gotujesz, pierzesz, prasujesz. A co gorsza, całe twoje JA skupione musi być na tym, by nie tylko wyżywić i okiełznać, ale przede wszystkim (!) zagwarantować potomkom moc rozrywek, bo inaczej rozniosą Ci chatę. Co gorsza! To twoje ja czuje dojmująco, że musi, że powinno, bo DZIECI MAJĄ WAKACJE! Musi być IM miło, musi być IM fajnie, musi być jezioro i kocyk, i grill, i kolonie, i basen, i wszystko! I te lody na patyku, i te gofry z bitą śmietaną, i pierdoły z festynu i spalone od słońca nosy! I choćbyś miała paść, musisz, MUSISZ im to zapewnić, bo cię wyrzuty sumienia zeżrą… Bo TY miałaś. Od rodziców dostałaś. Oddaj więc – z nawiązką! A nawet jak nie dostałaś – to tym bardziej chcesz to dziecku swemu dać. Takie to sprytne mechanizmy wmontowano nam na starcie! Na nic obiecanki, że tym razem pomyślę o sobie. Nie wykiwasz natury matki! Nie oszukasz instynktu! Jesteś bez szans już na początku, gdy widzisz te rozmaślone oczęta, wołające „Mamo, zagraj ze mną…”, „Mamo, a gdzie dziś pojedziemy?”… Ach!

     Straszna ta zmiana – gdy z dziecka nagle musisz stać się swoim rodzicem. I teraz co począć? Jak nie zwariować w tym dniu świra, w którym świrnięte jest wszystko, nic nie jest takie samo, nic nie jest normalnie, jak wczoraj, rutyny starej i dobrej, sprawdzonej przez dziesięć dobrych miesięcy w roku („na co ja narzekałam!..”) – nie ma, tylko zawsze wszystko jest inaczej? Każdy dzień kalejdoskop nieudolnie posklejanych, szybkich obiadów, w połowie niezjedzonych, miseczek z owocami, lodów i wycieczek za miasto? Wiecznie w stresie, bo przecież jeszcze twoja własna robota czeka!?

Przez lata – całe dziesięć lat – godziłam się z faktem, że to se ne vrati. Wakacje straciły sens, a raczej przestały mieć taki sens, do którego przywykłam. Ale BASTA. Wykształciłam kilka niezmiennie dobrze działających zasad. I chociaż było momentami cholernie ciężko (najciężej w dni po 30’C, gdy ty już doslownie padasz na twarz, buchasz gorącem i marzysz o drzemce, a twoje dzieci, niezmordowane, skaczą z pomostu, a ty odliczasz: jeden, dwa trzy, i tak w kółko…) – dałam radę jakoś nie oszaleć i dzisiaj spisuję dla ciebie ten poradnik, albo antyporadnik, jak wolisz. Może uchronię Cię przed totalnym szaleństwem?

JAK UWOLNIĆ SWOJE WAKACJE? (a przy okazji zostać McGyverem i matką nr 1 we wszechświecie!)

PÓŁKOLONIE 

Względnie niedrogie, tzn oferty są różne, nawet calkiem darmowe w okolicznych domach kultury, szkołach, itp. Letnie szkoły, letnie warsztaty, letnie chwile wytchnienia dla rodziców. Dzieci po 16 wracają z naręczem dzieł sztuki, albo, jeśli to półkolonie sportowe, są tak zmęczone, że nie mają siły biegać i skakać po meblach (brawo ja – w tym roku zapisałam starszaki na półkolonie tenisowe! Szaleństwo z rakietą! A wieczorem, o 20, śpią jak… dzieci!). A my, do 16, możemy ogarnąć to błogie leżenie na kocyku, albo chociaż leżącą odłogiem robotę, bo sama się nie zrobi (i nie zarobi..!).

KOLONIE I OBOZY

Level master, dla matek nastolatków, myślicie? Mamuśki, wiecie, że organizowane są już od 6 lat wzwyż? Nie? To podpowiadam – są! Ja jednak nie byłam dotąd tak wyluzowana, ale myślę, że bliźniaki może już w tym wieku pojadą 😀 Czujecie to!? Zapisujecie wszystkie dzieci w jednym czasie na kolonie czy obozy i macie te 10-14 dni wolnego!!! TAK! Całe dwa tygodnie błogiego lenistwa! I tylko raz dziennie telefon od dziecka (albo obozowej kadry…). Żyć nie umierać! I warto na to te 500+ uzbierać!

BABCIA (i dziadek)

Niezastąpiona instytucja babci, najlepiej jeszcze, jeśli na wsi. Stęsknione dziadkowe i babcine ramiona, które tylko raz na jakiś czas mają okazję się wypełnić wnukami, są zdecydowanie NAJLEPSZE. My mamy tutaj sumienie jak najczystsze, bo i wilk syty, i owca cała – dzieciaki szczęśliwe, babcia zachwycona, a my mamy święty spokój. Naszym potworom włos z głowy nie spadnie, co najwyżej grozi im zagłaskanie i śmierć z przejedzenia. Za to do woli mogą gonić kurczaki, doić konia, tfu, kota, tfu, krowę… A dziadek znajdzie nieskończenie wiele wymówek, by zabrać je na lody / cymbergaja / inne karuzele i cyrki, co najwyżej wystawi nam potem rachunek. Tak, to jest zawsze pomysł najlepszy!

Ale co, gdy wszystkie powyższe próby pozbycia się dzieciątka z domu zawiodą? Co gdy po prostu nie ma za co i komu oddać na przechowanie naszego najcenniejszego przychówku? Nie łamcie się, jest jeszcze parę opcji:

WSPÓLNE WYJAZDY – PO POLSCE

Dobra, trochę śmiesznie było, bez dzieci jest fajnie, ale całkiem poważnie: wspólne wakacje są super. Naprawdę. Przez 22h/dobę możemy naprawdę być ultra szczęśliwymi rodzicami własnych dzieci. ALE. Te dwie godziny!.. Dlatego taki wyjazd jest super, a jeszcze lepszy, gdy jedziemy z kimś, kto chociaż czasem może na te nasze dzieci za nas luknąć, gdy my będziemy zaliczać samotny rejs rowerem po jeziorze. Albo drzemkę w ciągu dnia. Whatever. Reset jest potrzebny. Dobrze jest również zaplanować wakacje z innymi dzieciatymi znajomymi – wówczas jest nadzieja, że dzieci same sobą się chociaż przez pierwsze kilka godzin zajmą… a Wy w tym czasie nadrabiacie roczne, towarzyskie zaległości, z rzeczonymi przyjaciółmi. Genialne!

WYCIECZKI ZAGRANICZNE – ALL INCLUSIVE

Analogicznie jak wyżej, tylko z pomocą babci / cioci / siostry / koleżanki, dla zdesperowanych niani, chociaż wydatek kosmiczny. Jest to już jednak level master. Turcja, Egipt, upal po 40 stopni, wy umordowani, dzieci latają wokół jak perszingi, a dookoła was, jak okiem sięgnąć, wody. Baseny i oceany. Oczy dookoła głowy – te same oczy, które już się zamykają! A jesteś daleko i nie po to jechałeś, by spać – dlatego teraz zjeżdżamy, zjeżdżamy do basenu, raz i dwa, a potem oglądamy żółwie, antyczne ruiny i co tylko jeszcze się dzieciakom zamarzy. Jedyne co, to odpada nam względem swojskich wakacji na daczy to gotowanie i sprzątanie. Dlatego choćby dla samego tego faktu warto. WARTO. I spalone nosy gwarantowane!

A co gdy i na powyższe kasy i czasu nie ma? Wtedy trzeba jednak uruchomić arsenał najcięższy: kreatywność i innowacyjność, niech każdy dzień będzie magiczny, czy jak tam, ale domowymi sposobami!

WAKACJE Z DZIEĆMI – domowe zabawy

W co się bawić? Oto kilka moich własnoręcznie (a raczej na własnych dzieciach) sprawdzonych patentów! Najlepsze są zadania, w które możesz dzieci zaangażować POZA DOMEM. Owszem, wymagają odrobinę zaangażowania i przygotowania, ale za to zyskasz chociaż godzinę świętego spokoju, albo nawet dwie.

  1. Szukanie skarbów – oczywiście, najlepsza zabawa po obiedzie. A czemu? Bo wysyłasz dzieci na poszukianie deseru, ukrytego zawczasu w tajemniczym miejscu, dobrze oznakowanym na naprędce sporządzonej mapie. UWAGA: Niech mapa nie będzie zbyt dokładna. Im mniej na niej naniesionych punktów, tym zabawa trwa dłużej! (Tylko nie zapomnijcie zaznaczyć drogi do domu 😉 )
  2. Zabawa w Indian / wojnę / kamping / rodzinę / szkołę / psa i kota – whatever, czy w domu, czy w ogrodzie: rozstawiasz prowizoryczną budę / schron / namiot / tipi w ogrodzie i zamykasz się w domu na klucz, boś jest nieprzyjacielską twierdzą (aż do 16 ,gdy będzie obiad). WAŻNE! Nie zapomnij o przygotowaniu rekwizytów, prowiantu i zapasu wody, oraz przenośnego kibelka, bo inaczej, co 5 minut, będziesz miał przychodnych gości. Albo wysikaj dzieci przed zabawą, pod groźbą braku loda na deser. Srsly. Działa.
  3. Podchody – stare i dobre!!! Analogicznie jak z szukaniem skarbów – im mniej znaków na ziemi i drzewach, tym trudniej. Wymyśl wcześniej angażujące zadania na kolejnych stacjach, np: zbuduj dom dla wiewiórki, skonstruuj generator prądu z gałęzi, opisz, ile rodzajów drzew dookoła, albo ile szklanek wody w baniaku itp,itd. Tylko żeby to działało! UWAGA: Ta zabawa nie wymaga wyjścia w las, równie dobrze może się w to bawić całe podwórko pod blokiem!
  4. Gra w karty: w wojnę / makao / tysiąca / chiński upadek Japonii / remika vel canastę. Ofc, im dziecko dziecko starsze, tym level harder. Moje z powodzeniem ogarniają wszystkie prócz ostatniej, tę zostawiłam sobie na ten rok, bo sama się nie mogę już doczekać. Uwielbiam grać w canastę!
  5. Gotowanie przez dzieci – niech same sporządzą obiad, włącznie z nakryciem do stołu, etc. Ale tu musisz mieć dużą dozę zaufania, ew. ze trzy godziny cierpliwości w zanadrzu, gdy przyjdzie ci sprzątać. Ale najpierw… Enjoy your meal!
  6. Filmowy maraton Star Wars / Harry Potter / Narnia / seriale dla dzieci z Netflix, najlepiej w przebraniach, popcornem, itp. Telewizja to zło, ale w wakacje – dla nas – czasem – nieodzowna. Przecież dzieci nie mogą się prażyć w upale. Lepiej niech popatrzą przez kilka godzin w ekran – raz na miesiąc im nie zaszkodzi, a unikną udaru. I jeszcze im się telewizja znudzi… same plusy!
  7. W ostateczności i z grzeczności: tablety – och, jak ja jestem przeciwna. Nienawidzę powszechnie panującego trendu dzieci wiecznie przyklejonych do ekranów. Dlatego  ja wyznaczam czas z tabletem, np pół godziny dziennie, w ramach nagrody za dobre zachowanie, pomoc w domu, przy dzieciach itp. To się zawsze sprawdza! Metoda marchewki – i kija, bo za złe zachowanie analogicznie czas z tabletem jest odejmowany. Proste!
  8. Kino – gdy twoje dzieci są na tyle duże, że możesz je podrzucić do kina i iść na zakupy… albo popatrzyć w niebo… genialne! Można też poumawiać się z innymi rodzicami, raz Ty weźmiesz ich dziecko, a drugi raz oni. Tym sposobem zawsze 3h masz wolne!
  9. Zamienna opieka – znajdź siostrę / brata / koleżankę / mamę kolegi syna i na zmianę zajmujcie się swoimi dziećmi. Chociaż raz w tygodniu taka odmiana bywa bardzo miła – raz ty, a raz ona musi posprzątać to pobojowisko po zabawie, ale za to również każda z was chociaż raz ma wolną chwilę na relaks. Easy?

 

 

A na koniec…

BEZTROSKA UCIECZKA

Twoja własna, ew. z facetem! Chociaż na jedną noc do znajomych, którzy gdzieś wynajęli domek. Bez jaj. Wakacje są dla wszystkich, a umówmy się, nawet najfajniejsze wakacje z najdroższymi na świecie istotkami, najsłodszymi buziami, najkochańszymi ramionkami naszych pociech obfitują we wszystko – ale nie w lenistwo. Dlatego, my dear, pakuj się w torbę, podrzuć dzieci na noc do siostry, koleżanki albo niczego nieświadomej cioci – jeden dzień wytrzymają, a ty lecisz nad jezioro z ulubionym leżakiem. I miłego dnia Ci życzę – każdemu się należy błogostan wakacyjny! Chociaż w wersji mini! I zwalniam Cię z wyrzutów sumienia  – Twoim dzieciom też przyda się urlop od Ciebie!

[A jeśli marzy Ci się do tego taki boski flaming – materac – wyspa,

nie zapomnij wziąć udziału w facebookowym konkursie – link tutaj! Powodzenia!]

wakacje z dziećmi

Może Wy macie jakieś sprawdzone patenty na swoje wakacyjne potworki, drapieżnie wyglądające przygód? Chętnie przygarnę każde rady! Tymczasem pakuję manatki i uciekam z mężem na weekend tylko we dwoje, by naładować się na resztę wakacji z dzieciarnią. Już za tydzień bowiem ruszamy na cały miesiąc na rajskie Kaszuby! A jak Wasze plany wakacyjne?

~ P.