Czyli o wakacyjnej złośliwości losu słów parę! 

1. Zacznijmy od rzeczywistości pt wakacje w domu, w końcu tylko nieliczni mają luksus wyjechania na daczę wtedy, gdy jest na to czas, czyli w wakacje. Smutna większość musi w lipcu robić to, co zawsze, czyli zamulać w domu bądź przy biurku. Ale.. czasem znajdzie się minutka ciepłego słońca, wprost idealna relaks z książką na balkonie vel w ogródku. I wtedy następuje seria nieodzownych zdarzeń.

Gdy tylko położysz spać dzieci, zrobisz zmywarkę, wstawisz pranie oraz zupę i zalejesz kawę mlekiem, następnie rozsiądziesz się z nią ekstazie na leżaku, następuje:
a) nagła pobudka dzieci godzinę szybciej niż zwykle;
b) gdy dzieci śpią jak anioły, sąsiad zaczyna kosić trawę, Sasiadka wola dzieci z podwórka 200m dalej, albo pies sąsiada zaczyna ujadać na gniazdujące na jego drzewie ptaki.
!@#U$WA^%$#!!!

2. Gdy w upale siedzisz w robocie, marząc o rychłym wyjeździe byle gdzie, słońce naparza ci po ekranie, jednocześnie wkurzając i podbechtując do wyjazdu. Pod wpływem emocji bierzesz nagły urlop, rezerwujesz horrendalnie drogie w sezonie kwatery mad morzem i pakujesz rodzine na wakacje.

Gdy tylko dojedziecie na miejsce – leje.
Bez końca. Bez słońca.
Gdy wrócisz do roboty – wiadomka. Świeci.
Ta sama zasada występuje, gdy wystawisz się na leżak: dopóki nie odważysz się zdjąć ciuchów do samego kostiumu – pełna lampa, jak tylko się obnażysz – słońca brak i zimno. Taki sam klasyk wakacyjny jak zimny Reds Cranberry!
3. Umówmy się. Na odpoczynek nie zasługuje ten, kto nic nie robi całymi dniami, czyli matki siedzące w domu. No bez jaj, wakacje od nicnierobienia? W dupach się poprzewracało!

Zastanawialiście się zatem kiedyś, co robią matki, które jadą na wakacje? Odpowiedź jest JEDNA: to samo co zawsze, tylko nie mają połowy codziennych udogodnień: zmywarki, pralki, itp. Ma zatem wakacje w wersji survival – muszą wykazać się umiejętnościami godnymi McGyvera, Magdy Gessler, oraz PPD. Codzienne błahe zadania w rodzaju: „Pierogi z jagodami to wakacyjny must do!”, „Jak doprowadzić do porządku lekko spleśniały domek nad jeziorem za pomocą miotły i jednej ściereczki do wszystkiego”, „Jak wyprać upierdzielone jagodami spodnie za pomocą płynu do mycia naczyń i okolicznego źródełka z lodowatą wodą”, „Jak przeżyć miesiąc z dziećmi pozbawionymi wifi i telewizora (względnie telewizji)”.

Ahoj, przygodo!..
4. Inny przykład wakacyjnej złośliwości losu to… choroba dzieci (swoją by się człowiek przecież wcale nie przejął), w przeddzień wyjazdu. U mnie ta klątwa właśnie się spełnia. Przeszedłszy w zeszłym tygodniu grypę żołądkową, co zdziesiątkowała całą naszą rodzinę (perfect timing, niby idealnie, bo zdążą wyzdrowieć przed wyjazdem, ot, człowiek widzi pozytywy gdzie może) – mamy właśnie na dodatek katar. Od wczoraj. A kto ma małe dzieci to wie, że katar to w sumie od razu równa się tygodniowi bezsennych nocy, w konsekwencji zaś zapalenia oskrzeli / ucha / i kolejnego, niekończącego się, kataru.
Nosz k…wa, zawsze to samo. ZAWSZE!
5. Wiadomo, że człowiek nie spodziewa się luksusów za 30zł za dobę od osoby, ale jednak, przydałoby się, by chociaż dach nad głową był. A tu się nagle słyszy, że może naszej kwatery w ogóle nie ma? Nie istnieje? Mówili w radio! Dlatego człowiek najpierw jedzie i sprawdza. Domek jest, stoi, jakby wprost na nasze przyjęcie gotowy. OK.
Ale potem istna męka! Do sklepu daleko. Z komarami użerać się trzeba. Brak podstawowych wygód typu lampka nocna, odkurzacz czy blender i dylemat: albo zmieniasz przyzwyczajenia – albo wracasz do domu lub prosisz, by ktoś ci wysłał, po czym użerasz się z pocztą czynną do 11 czy innej irracjonalnej godzinie. Kogut cię budzi albo inny zaduch w drewnianym domku. Do jeziora nosisz codziennie tony niepotrzebnych rzeczy, szykujesz rano kanapki, które zjecie z musu wieczorem. Z pięknie pedicurem przygotowanych stóp – po tygodniu nic już nie zostaje, tak samo jak z hybrydowych paznokci – po wyzbieraniu wszystkich okolicznych jagód i kurek. Dzieci zamiast o 20, chodzą spać o 22. Codziennie za to ciągną cię do grania, spacerowania, pływania, zwiedzania, itp, itd. Słowem – zmęczenie pod koniec wyjazdu sięga zenitu! A tu pakowanie z powrotem – i rozpakowanie w domu. Te sterty rzeczy do prania, poukładania, rozpanoszenia w domu z powrotem! I po co mi to było!? No po co?
I zupełnie nie rozumiem, dlaczego tak bardzo, tak bardzo nie mogę się już tych wakacji doczekać…!? 
Dziś. Już dziś, za parę godzin, ta błogość, mimo zakatarzonych nosów, bałaganu wszędzie, nieuporządkowanej, niemojej, nieidealnej przestrzeni i tłumu gości. Ale ta zieleń wokół.. ta cisza… ten las..! Ten oddech i upragniony brak wi-fi!..
Dziś!.. Kaszuby..! Irracjonalnie – najpiękniejszy czas w całym roku!..
Nie wiem, jak szybko się odezwę. Jeśli zamilknę, znaczy, że zasięgu jak zwykle nie ma, a ja wdycham… Czas i las, i spokój. I że się  napawam… tym:
     Cudownych wakacji Wam życzę! By skończyła się jesień, a słońce zaczęło świecić słońce tak, żeby wynagrodzić te ostatnie lipcopadowe tygodnie! Obiecuję, że jak tylko złapię oddech – odezwę się <3