Pamiętacie naszą przygodę z biofeedbackiem, czyli siłownią dla umysłu, z tego wpisu? Obiecałam wrócić do Was z efektami po zakończeniu kursu. Gdybym chciała trzymać się obietnicy, nie napisałabym szybko. Czemu? Gdyż na zajęcia wrócimy już od września! 

Chłopcy zaliczyli na razie część kursu w BrainPlus. Maks 20 godzin – u niego najbardziej zależało mi na ćwiczeniu koncentracji. Filip 10 godzin – u niego ćwiczyliśmy głównie problem silnego napięcia w trakcie wykonywanych zadań. Efekty? Nie wiem, co powiedzieć, bo przecież jak to zmierzyć? Lepszymi oceanami? Jeśli tak, to ciężko stwierdzić, bo chłopcy przynoszą zwykle piątki i czwórki – i jedynki za brak pracy domowej, na przykład, bo nie zapisali, bo zapomnieli… Ale ewidentnie chłopcy szybciej odrabiają lekcje, więcej zapamiętują z zajęć, rzadziej zapominają o przyniesieniu farbek / drutów / papierów kolorowych i innych dodatkowych szkolnych pomocach, z czym problem zawsze mieliśmy gigantyczny. Natomiast oni sami twierdzą, że dzięki biofeedbackowi zdecydowanie lepiej idzie im w sporcie – czyli w ich ukochanej piłce nożnej. Ponoć nawet szybciej biegają, a trenerzy nie mogą się nachwalić. Filip wręcz jest zachwycony, twierdzi, że jemu biofeedback najbardziej pomógł właśnie w piłce. No i pięknie! Na pewno wrócimy do BrainPlus we wrześniu, by podtrzymać efekt tego kursu – idealnie na początku roku szkolnego, gdy zapotrzebowanie na koncentrację będzie największe.

Najbardziej cieszę się, że chłopcy chętnie chodzili na zajęcia i, według pań psychologów prowadzących, dawali sobie rewelacyjnie radę. Nie musiałam ich zmuszać do tego, ani nawet długo namawiać; byli zmotywowani, sami chcieli siebie poprawiać, a raczej swoje wyniki. Forma ćwiczeń jest bardzo atrakcyjna dla dzieci – są to różne gry, w które gramy własnym umysłem! Po wyjściu z BrainPlus dopytywali się, jak drugiemu poszło i sprawdzali wzajemnie swoje osiągnięcia. Tu właśnie upatruję duży sukces tego kursu: to fajna lekcja życia. Trzeba inwestować w siebie, pracować nie tylko nad ciałem, ale głównie nad swoim umysłem, by odnieść sukces na zewnątrz.

Jedynym minusem jest cena – ale w sumie, jak się dobrze zastanowić, to inwestycja w przyszłość, która procentuje całe życie. Wypracowane na zajęciach mechanizmy pracy mózgu, mające na celu zwiększenie jej efektywności, wykorzystamy w szkole i nawet później – w pracy. Szybciej chłoniemy wiedzę, języki, lepiej się koncentrujemy, a nawet, jakby spytać moich synów, to efekty widać nawet w sporcie. Dlatego, jeśli ktoś może sobie pozwolić, to serdecznie polecamy! Skoro można dziecku w ten sposób pomóc, co nieco ułatwić, to nie widzę żadnej różnicy w płaceniu za dobry kurs neurofeedbacku, a za dodatkowy angielski, robotykę, grę na skrzypcach etc. A jeśli ktoś ma bardziej konkretne zapotrzebowanie, np problem z jąkaniem, wzmożony stres, dysleksję – to aż nieprawdopodobne, w ilu problemach może pomóc ta forma ćwiczeń – tu biofeedback służy nie tylko jako wsparcie w nauce, ale przede wszystkim terapię. Warto poznać i wypróbować jego możliwości! My jesteśmy zmotywowani do pracy i w dalszym ciągu będziemy ćwiczyć. Bo czemu nie!?