Uwielbiam swoją pracę. Dzięki niej, od czasu do czasu, przy okazji służbowej podróży, mogę ukraść kilkanaście godzin świętego spokoju. Naładować baterie na kolejne miesiące domowej kotłowaniny, którą przecież uwielbiam, ale której od czasu do czasu mam zwyczajnie dość! Dlatego też zupełnie bez wyrzutów sumienia, raz na parę miesięcy wyruszam z mężem w świat, nie tylko na podbój nowych „deali”, nie tylko, by się wyspać i zjeść spokojnie posiłek, ale również – by nasycić swoją miłość do podróży i pięknych widoków. Chcę zobaczyć i przeżyć coś nowego, w nowym miejscu. Dlatego tak czaruję, żeby trafić za każdym razem gdzieś indziej!
Ostatnio tak kombinując z Manchesteru, gdzie mieliśmy spotkania, dotarliśmy aż do Londynu, bo … bilety były autentycznie dużo tańsze z Londka, nawet uwzględniając koszt dojazdu pociągiem. Dojazd trwał dwie godziny, a bilet na samolot tańszy o jakieś 80% 😀 A przy okazji – piękne widoki i nowe wrażenia. Tym razem bowiem, ponieważ mieliśmy niewiele czasu, bo raptem kilkanaście godzin – zdecydowałam, że ruszamy na podbój dzielnicy Notting Hill w Kensington and Chelsea, a szczególnie celujemy w słynny pchli targ: Portobello Market.
Nie wiem, czym dla Was są podróże. Ja nie koncentruję się na znajomości topografii i historii miejsca. Kolekcjonuję wrażenia: zapachy, widoki, które zapierają dech w piersiach, obserwuję to życie, które biegnie tak samo szybko jak moje, ale w zupełnie innym miejscu, w innych okolicznościach. Inni ludzie, ich problemy, dzieci, relacje, praca – fascynuje mnie, jak widza w teatrze. Nieraz po prostu tylko siedzę, piję kawę, patrzę i chłonę to wszystko, co rozgrywa się przed moimi oczami. To dla mnie cenniejsze niż zwiedzanie muzeów i słynnych miejsc.
Londyn to skarb dla takich jak ja. Tyle wrażeń, doznań, tyle warstw społecznych, tyle problemów i tyle luksusu, tyle świateł, zapachów, oddechu historii… i jeszcze bohaterowie literaccy, którzy wśród starych kamienic, po starym bruku maszerują z tyłu mojej głowy…! Romantyczne bohaterki Jane Austen, bogacze Thackeraya, dzieci Dickensa, moja ukochana Sara, mała księżniczka, a nawet Harry Potter i Sherlock Holmes, i ci z powieści Agathy Christie..! Czuję ich wszędzie, bo Londyn jest skarbcem doskonale zachowanych pamiątek, które żyją do dziś – jak stuletnie skrzynki na listy, kilkusetletnie wille, kamienice, bruk, który pamięta siedemnasty wiek… to wszystko komponuje się w absolutnie fascynującą atmosferę, której nie sposób nie odczuć, nawet, jeśli się nie jest fanem angielskiej architektury czy literatury.
Tym razem trafiliśmy do dzielnicy, którą pokochałam, jak wielu z nas, w filmie Notting Hill. Część Kensington and Chelsea. Nigdy wcześniej tu nie byłam, ale przepadłam – z kretesem. Godzinami mogłabym błąkać się po tych uliczkach i sycić oczy cudownymi fasadami domów, pięknymi drzwiami, okiennicami, okuciami, frezami, terakotami. UWIELBIAM po prostu taki typ zabudowy. Nie wiem, czy dobrze się tak mieszka w ciągu kamienic – ale wygląda to obłędnie. Zrobiłam milion „takich samych” zdjęć, bo chciałabym zapatrzeć się i kiedyś odtworzyć coś podobnego na swoim podwórku – na razie mam piękne drzwi 😉
Widać, że tu mieszkają ludzie, którzy nie martwią się o pieniądze… ale jakoś w Polsce nieraz też widać, a gustu brak… a tu jest wszystko – i styl, i pieniądze, i powiew historii, umiłowanie tego, co dobre, co stare, co piękne. Coś wspaniałego..! Zdaję sobie sprawę, że u nas wszystko zniszczone przez wojnę, ale nawet to, co zostało, niszczeje, niezadbane…
Kensington Gardens i oficjalny dom Księżnej Diany 🙂
Mr Fluffy <3
Niesamowite drzewo!!! Przypomniało mi potwora ze Stranger Things 2 <3
Pani karmi rozmaite ptaszęta 🙂
Idealnie kolorystycznie pod dom dopasowany Dawid z wsiuńską siatką z Bootsa 😉 OMG. 😀
Coś pięknego, czyż nie?
I na koniec najlepsze. Portobello Road i wspaniały pchli targ Portobello Market. Otwarty codziennie, przez cały rok! Ile tam dobra, ile tam skarbów, ile unikatowych przedmiotów z duszą, ile pysznego jedzenia z całego świata..! Koniecznie musicie tam pójść, to piękny spacer, zajmie Wam niewiele ponad dwie godziny, a klimat jest po prostu niesamowity… Oczywiście ludzi multum, ale też nie tyle, by to była męcząca wyprawa. Uwaga na złodziei, nas nic złego nie spotkało, ale w miejscu, gdzie pełno ludzi, a my często sięgamy do portfela, lepiej mieć baczną uwagę na torebki i kieszenie.
Cudownie podana kawa <3
Lalka jak z horroru 🙂 I tyle autentycznie starych rzeczy…
Moja miłość <3
Kino też całkiem vintage <3
Mój konik – książki, a jeszcze stare..!!! Toż to must!.. Niestety ta ze zdjęcia, w której się zakochałam, kosztowała 75f, musiałam odpuścić, tym bardziej, że nie mam jeszcze miejsca, by ją należycie wyeksponować. W mojej przyszłej bibliotece (a planuję mieć w sypialni) znajdzie się miejsce i na takie skarby..!
I oczywiście nabyłam tę tabliczkę, zawieszę przy drzwiach 😉 Jakoś nie mogłam się oprzeć 😉
A moje pozostałe łupy? Z racji bardzo okrojonych bagażowych możliwości, mając potrzebę zakupienia kurtek i butów dla połowy rodziny, nie mogłam szaleć. Kupiłam tylko parę drobiazgów, tanich jak barszcz, ale w których zakochałam się z miejsca. Kocham starocie, niekoniecznie drogie antyki, ale wszystkie stare rzeczy, które mają już swoją historię, swoją duszę… Uwielbiam dawać im nowe życie w moim domu. Tym sposobem dorobiłam się idealnej maselniczki, której dwa lata szukałam, w takim kolorze i stylu, jak mi się marzył. Prawdopodobnie to nie maselniczka, tylko szkatułka na drobiazgi, ale who cares?
Zdobyłam też uroczy mlecznik, który idealnie pasuje do mojej kuchni, i trzy kieliszki do likieru. Niby do cherry, ale my pijemy z nich domowy ajerkoniak i boską 43. Zdobyłam też zamiennik tamtej starej, cudownej książki: wydanie filmowe Małych Kobietek z 1950r z nieistniejącego już, a legendarnego (założonej w XIXw!) wydawnictwa Raphael Tuck & Sons. Nie ma pewnie żadnej wartości, zapłaciłam całe 2f, ale dla mnie to bezcenna pamiątka pięknego dnia w Londynie…
No i SWETER 😀 Miękki, wełniany, z cudownym splotem… Wypatrzony wśród dziesiątek innych swetrów, wiszących przy ulicy. Coś pięknego, ręczna robota za 10f 🙂 Dla takiej miłośniczki swetrów jak ja – istny skarb!..
Jeśli lubicie takie klimaty z nutką retro, kulturowe tygle i stykanie się z historią, musicie koniecznie wpaść na Portobello Market. My wysiedliśmy na stacji metra Bayswater, ale można dojść również od stacji Queensway czy Notting Hill Gate. W każdej czeka Was piękny spacer jedną z najpiękniejszych dzielnic w Londynie, z dala od znanego londyńskiego zgiełku, Kensington and Chelsea.
A jeśli szukacie jeszcze innych atrakcji w Londynie, polecam stronę MUSEMENT.com – zerknijcie, ile mają fantastycznych atrakcji w ofercie. Między innymi – dla fanów Harryego Pottera – cały szereg wycieczek śladami młodego czarodzieja, także z transportem, a także obowiązkową pozycję – wjazd na London Eye (jako jedyni – bez kolejki!). Polecam gorąco, bo prowadzą to fajni, młodzi ludzie 😉
Miłej podróży!..
Że tak powiem… no bosko!:)
Oj tak <3
Pati, jak ja Ci zazdroszczę…Piękne widoki, te uliczki, targ, no i przede wszystkim chwila dla siebie.
W takich chwilach sama sobie zazdroszczę 😀
Ahhh, niezle skarby… A flamingi, zauroczyly mnie,drogie? Drewniane? Szukam takich usilnie.
Nie wiem, chyba metalowe? A ceny nie znam :/