Gdy myślałam o wrześniu, właściwie czekałam na niego jak na zbawienie. Myśl, że dzieci pójdą do żłobka, przedszkola, szkoły w mojej głowie oznaczała tylko jedno: wreszcie będę miała czas tylko dla siebie! Jak bardzo się przeliczyłam… i jak niewiele mnie to teraz obchodzi!

 

Z moich marzeń o błogim lenistwie, a nawet o spokojnym ogarnianiu domu po remoncie, w ciągu jednego dnia nie zostało nic. Dość powiedzieć: ludki, badajcie się. Rutynowe i regularne badania kontrolne, zwykłe wizyty lekarskie, morfologia może Wam uratować życie. Inaczej… bądźcie gotowi, że z dnia na dzień wasz dobrze znany świat może runąć. Ale tu koniec, nic więcej nie powiem, tylko to: nie martwcie się o mnie, Dawida ani o moje dzieci. Ale dlatego z miliona zapowiadanych postów powakacyjnych jest póki co drugi, z nadrabiania zaległości na każdym chyba polu – rośnie tylko sterta rzeczy do zrobienia. Niemniej to wszystko jest nic.

NIC, NIC, NIC.

W mojej głowie przewartościowało się dosłownie wszystko. Jeśli nawet nigdy więcej niczego nie napiszę, trudno. Jeśli moje dzieci będą chodzić w niedopasowanych ciuchach z plamami – trudno. Jeśli nigdy nie kupię sobie nic nowego – trudno. Nawet nie zauważę. Są ważniejsze sprawy i emocje, a póki mamy czym oddychać i możemy cieszyć się sobą – nic więcej się nie liczy.

Dzisiaj mam jednak trochę lepszy nastrój i kilka pięknych rzeczy, które obiecałam Wam pokazać. Kradnę chwilę wolnego od zamartwiania się, a może po prostu zamieniam myślenie o tym, czego się boję na to, co mogę okiełznać? Nie wiem. Ale dzisiaj chcę Was zabrać do świata Gucia i Leosia. Dlatego – kilka zdjęć żłobkowych przydasiów, dzięki którym mam nadzieję moje maluszki szybko zaadaptują się w nowym miejscu. A do tego – kilka kadrów z obiecywanego od dawna pokoju maluszków w tle!

Po pierwsze – w ramach poprawiania humoru wczoraj, po raz pierwszy od półtora roku (lub więcej!).. usiadłam do maszyny. Wymyśliłam, wyszukałam w garażu zapomniane materiały, skroiłam i uszyłam. I tak bardzo mnie to ucieszyło, tak odblokowało na chwilę, że po prostu niewiarygodnie polecam tę metodę zabijania stresu. Ludki, badajcie się i siadajcie do maszyn do szycia!

A co uszyłam? Poduszki do żłobkowej pościeli. I mam taki zaciesz, jak widzę, że im się autentycznie podobają – chodzą z poduszkami po całym domu i chyba zaraz będę szyć drugie, jak te (po oczywistym katarze..) wreszcie wylądują na swoim miejscu, czyli w żłobku!

Oczywiście, jako klasyczne „boskie” poduszki – i te musiały mieć ogonki i uszy. Dzięki temu pasują do supermilusich kocyków, które polubiłam za ergonomiczne rozwiązanie: składają się łatwo do niewielkich rozmiarów, a potem dalej wyglądają dobrze. Moje Pysiaki to mistrzowie kiziania, dlatego głównym kryterium było, by ich żłobkowe kocyki były mięciutkie. Zupełnie przypadkiem idealne znalazłam… w Biedronce. Za całe 39zł! Razem z poduszką tworzą naprawdę fajny komplet. Niemal za grosze! A ja mam oprócz estetycznego zaspokojenia jeszcze ogromną satysfakcję, że maluszki mają w nowym miejscu coś własnoręcznie uszytego przez mamę.

PS Miałam szczęście, bo ten żłobek nie rekomendował żadnego typu pościeli, mogłam wybrać dowolnie. Zobaczymy, jak rozwiązanie kocyk + poduszka sprawdzą się zamiast klasycznej kołdry z poszewkami, jakie wymagane były do tej pory.

Niestety, póki co trenujemy spanie w domu, bo maluchy po kilku dniach w żłobku dostały silnego, zielonego kataru, a ja nie bardzo miałam jak ich wozić i odbierać po dwóch godzinach adaptacji. Nic, nadrobimy jeszcze wszystko, a póki co cieszę się takimi widokami – serce mięknie!

Rozmarzone maludki są najsłodsze <3 I Gucio z nieodzownym kocykiem od La Millou… awww…

Kochamy plakaty od Nudy Nie Ma <3  Mamy je już chyba w każdym pomieszczeniu 😉

(A jeszcze tyle pięknych plakatów w sklepie i tyle pustych ścian… :D)

A te po bokach narysowała nam znajoma w prezencie urodzinowym <3

A to część Felka – w sensie jego łóżko, bo jego ciuchy i zabawki walają się zwykle po całym pokoju. W końcu to był do niedawna wyłącznie jego własny pokój 😉 Na razie nie wiemy, czy zostanie z chłopakami w przyszłym roku, gdy rozpocznie naukę w szkole. Planujemy, by miał pokój przy starszakach, ale to się jeszcze okaże kiedy będzie na to gotowy.

A na koniec cudne worki na codzienne niezbędne elementy wyprawki od SZYJ DOBRZE. Taki piękny prezent dostały Pysiaki na nową drogę życia: naukę samodzielności! Czy nie są cudne? Własnoręcznie uszyte przez inną cudną mamę, do tego naprawdę świetnej jakości – dwustronne, z możliwością noszenia jako worek i jako plecaczki. Wygodne zarówno dla spieszących się rodziców, jak i maluchów. Urzekł mnie jednak autorski podpis: uwielbiam!

Gotowe, czekają na środę i zielone światło, by wyruszyć do przedszkola!

Póki co nie próżnujemy i ćwiczymy w domu. A raczej oswajamy się z nowymi umiejętnościami  – a mama lata z chusteczkami do mycia mebli 😉

Trzymajcie za nas kciuki.. jeśli umilknę na chwilę to dlatego, że walczymy i na tym skupiam swoją energię. Ale w krótkich momentach wytchnienia będę tu wpadać, choćby dlatego, żeby znaleźć jakąś odskocznię. A może i pokazać Wam już niemal gotowe pokoje moich dzieci, mniejszych i większych, i efekt wielotygodniowego remontu łazienek? Jest co oglądać, ale najpierw – jest co wykańczać. Jeśli bardzo chcecie, żebym się zmobilizowała, to zostawcie komentarz – może Wam się uda mnie namówić 😉

Wasza P.

PS Dbajcie o siebie. <3