Jakiś czas temu zadzwoniła do mnie dawna znajoma, proponując okładkę w znanym, trójmiejskim magazynie rodzinnym TOGETHER. Tak, okładkę. Tak, mi, choć nam raczej. Do dziś nie wiem czemu, nie jesteśmy znani, nie jesteśmy niezwykli, tylko miłości w nas jest więcej, siłą rzeczy, bo i członków rodziny niestandardowo dużo. A może… może taka rodzinna, przy tym wielodzietna normalność nie jest zupełnie zwyczajna w dzisiejszych czasach? Do tego stopnia, że aż na okładkę się nadaje?

     Nie wiem, ale chociaż na codzień nie jestem godna podziwu, często nie wyrabiam sama ze sobą i na zakrętach, czasem sobie nie radzę, częściej niż powinnam odpuszczam, to jednak od czasu do czasu zatrzymuję się w tym wszystkim i wówczas stwierdzam: o matko, Patrycja, jest dobrze. Jeszcze wszyscy żyjemy, zdrowi, jeszcze się kochamy, jeszcze lubimy spędzać ze sobą czas, dzieci nas uwielbiają, a my za nich damy się pokroić. Mamy świetne relacje z najbliższymi, z D nie wyobrażamy sobie życia bez siebie nawzajem, korzystamy z życia, ile się da i lubimy swoją pracę. Niby nic nadzwyczajnego. Ale może te dzisiejsze, zwariowane czasy, wymagają tylko takich – zupełnie zwykłych – wzorów do naśladowania? Nie lukruję sobie wcale – naprawdę, jestem najnormalniejszą matką na świecie, ciskam się o bałagan i o słabe oceny, wkurzam na hałas i marzę o wakacjach w ciepłych krajach, Egipcie, Turcji, nawet nie o Bali czy innych Malediwach. Najbardziej ze wszystkiego cieszę się jednak ze spokojnego, pełnego miłości domu, do którego uwielbiam wracać i ze zdrowia najbliższych, bo ostatni rok właśnie to mi najboleśniej uświadomił – zdrowie, kto cię stracił… Nie marzę o szczytach, chociaż cieszy mnie, że wciąż podążamy do przodu, nie zatrzymując się i na pewno nie cofając w swojej pracy. Powoli, małymi kroczkami, bez zadęcia i zbędnego balastu – ale do przodu. I jeszcze od czasu do czasu mam możliwość, by komuś pomóc. Złoto! Do tego mamy przyjaciół, od lat tych samych, dla których ciągle jeszcze mamy czas, i dobre relacje z najbliższymi. Nie kłócimy się o pierdoły, nie marnujemy życia na wzajemne żale, bo jakoś z wiekiem coraz bardziej odstręcza mnie taka ludzka małostkowość. Chociaż nieraz się wkurzę, to staram się szybko zapomnieć i przejść nad tym do porządku dziennego, bo szkoda mi czasu na negatywne emocje. Wolę inwestować w dobre, pamiętać to, co naprawdę warto zachowywać w pamięci. Otaczać się ludźmi, którzy może i mają wady – jak wszyscy – ale z biegiem lat są nadal obok nas, gotowi wesprzeć w potrzebie. I gdy ten ktoś, kto ci kiedyś zalazł pierdołą za skórę, podaje ci rękę, gdy jej potrzebujesz, by nie utonąć – to jest właśnie TO, co się liczy.

Ale! W sumie nie o tym miał być post. Miałam się nacieszyć pięcioma minutami sławy, swoją ukochaną rodzinką na okładce, wspaniałą sesją zdjęciową – i całą oprawą, bo to było naprawdę niesamowite doświadczenie! Dziękuję ogromnie zespołowi magazynu Together, który zechciał zainwestować swoje siły w tak zwykłą rodzinę jak nasza, w tym dyrektor naczelnej Agnieszce Kulinkowskiej i redaktor Kasi Paluch. Za niesamowite zdjęcia i bardzo sympatyczną, luźną atmosferę w studio – dziękujemy Annie Waluda i Michałowi Zawer z LoLove Studio, jestem absolutnie zachwycona profesjonalizmem i sposobem, w jaki pracują z dziećmi – ogromnie polecam. Dziękujemy również za niesamowity makijaż w stylu retro – Karolinie Bastrykin z MOPII, oraz za fryzury – moja obłędna w stylu lat 20′ od Kamila z Pracowni Arte Gdańsk, a chłopców i Dawida – Wojciechowi Karwat z Barber Zone Gdańsk. Jak sami widzicie – oprawa była profesjonalna, a moje dzieci ( i ja 😉 ) mogliśmy poczuć się jak prawdziwe gwiazdy. Nie wiem, czy nam się od tego nie przewróci w głowie 😉 Niemniej była to wspaniała przygoda, a widzieć siebie na okładce – to już w ogóle jest coś niesamowitego!.. Mam nadzieję, że również artykuł Wam się spodoba, możecie przeczytać go tutaj – Together Magazyn wydanie online – strona 48 ;), a nawet zamówić do domu! A tymczasem na pamiątkę wrzucam zdjęcia – żeby nie zginęły w odmętach internetów 😀

(fot. LoLove Studio)

     Miło od czasu do czasu poczuć się wyjątkowym, szczególnie wtedy, gdy ta wyjątkowość nie jest wynikiem wytężonego wysiłku. Okładka Magazynu Together to jedna z naszych rodzinnych fotografii, nie mniej prawdziwa od tej, którą codziennie Wam prezentuję w internetach. Czasem jesteśmy bardziej wypacykowani, czasem zupełnie nie, ale zawsze jesteśmy do gruntu prawdziwi. Tacy sami, jak w tych pięknych kadrach, jesteśmy w domu, w piżamach, pod kocem stłoczeni w niedzielny, zimowy poranek. Bo tym, co nas spina, nie jest kolorowy entourage, tylko głębokie relacje w środku. Miłość, po prostu. Nawet jeśli jak czips wgnieciona w poduszkę kanapy, to jest zawsze obecna w naszych treściach.

Mam nadzieję, że to wiecie, bo ja trochę odstaję od blogosfery – ludzi pilnie blogujących szczerze podziwiam i szanuję, ale naśladować nie potrafię. Chciałabym, ale chyba nie umiem zawsze być w formie i mieć siłę na wartościowe treści dla kogoś. Czasem musi tej siły wystarczyć tylko dla nas. Miałam ostatnio takie chwile, że wahałam się, czy nie zamknąć całkiem tego MG biznesu – w końcu od roku nie mam zbyt wiele czasu, a regularne dodawanie treści mocno mnie związuje z telefonem. Szkoda mi tego czasu, bo mogłabym zrobić coś fajnego dla siebie czy dzieci. Ale jednak mimo wszystko, mimo wszystko!, mam ogromną radość z tego, że jestem tutaj, że mam kontakt z ludźmi, którzy przeżywają świat podobnie jak ja… Dziś traktuję to bardziej jak pamiętnik, ale fajnie, że jesteście. Że od tych 6 lat, gdy bloguję, a od 2 lat prowadzę MamaGang – niektórzy trwają przy moim boku. Dziękuję – może to dla Was ta okładka trochę. Że jednak warto nas było śledzić przez te wszystkie lata? Może za rogiem chwilowego impasu czeka na mnie, nasze MG coś fajnego, z efektem wow? Kto wie?… Trzymajcie kciuki!

~ Wasza Pat