Na wrzesień plany miałam piękne. Marzenie każdej (nieco wyrodnej) matki! Maluchy w żłobku, a ja wypłakująca oczy przy bramie i roztlikwiająca się przy każdym pożegnaniu. Tak, marzyłam o tym! Po wakacjach z piątką (a w porywach i ósemką) dzieci, w końcu wolne, beztroskie dni zasłużonego odpoczynku pełne zaległych seriali, drzemek przedpołudniowych i wygrzewania się w gasnącym, jesiennym słońcu – w oczekiwaniu na powrót starszaków ze szkoły. Słowem, zaplanowałam miesiąc wakacji dla matki, zanim wezmę się ostro do pracy. Ten blog miał fruwać. Biznesplan, kampanie reklamowe i budżet… Wszystko obmyśliłam. Miało być pięknie, staty miały szaleć, a kolejne wpisy miały pojawiać na tablicach wszystkich matek w Polsce. Całkiem ambitnie! 

I jak to zwykle z planami bywa, wszystko to zupełnie i bez ostrzeżenia wzięło w łeb. I to wcale nie z powodu beznadziejnej pogody…

Musiałam zrewidować każdy element tego planu – poza żłobkiem. To jedno się udało – maluchy szybko się zaaklimatyzowały i chodzą chętnie. Cała reszta nie miała szans się spełnić.

Na początku września spadła na nas wieść potworna jak Armageddon i od tego momentu już nic nie będzie takie samo. Nie chcę się rozpisywać, to zbyt bolesny temat, ale… Wobec takich wieści generalnie wszystko inne traci sens i wartość. Spadły na nas zupełnie nowe obowiązki i na nic innego nie ma już czasu, a i chęci do zajęcia się błahymi sprawami jakoś nie ma… Choroba kogoś bliskiego to coś, co dystansuje do wszystkiego. I bardzo trudno jest uświadomić sobie to, że życie i tak płynie dalej. Szok, brak zgody, bezsilność, wściekłość, ból i żal, nadzieja przeplatana, dzień za dniem, z codziennym dramatem. Jest źle. I choć walka trwa, a nadzieja nie ma końca, mimo wszystko, to nie mam sił do niczego innego – poza tą nową rzeczywistością, którą budujemy na zgliszczach normalności sprzed zaledwie półtora miesiąca.

Jedyne, co nas ratuje, to myśl, że życie musi płynąć dalej. Jakoś.

Chociaż to niewyobrażalne i właściwie niemożliwe do zrobienia. Ale przecież mamy dzieci. Dla nich musimy się starać żyć jak wcześniej. Wstawać, iść do pracy, robić zakupy, gotować, jeść. I śmiać się, grać, chodzić na spacery i się wygłupiać. Żyć, po prostu. Żyć. Nie martwić się cały czas.

Dlatego muszę jakoś odnaleźć w sobie siły, by o tych błahych rzeczach myśleć, by jakoś działać. I pisać.

Lubię pisać. Spełniam się tak. Wylewam z siebie myśli ujęte w zgrabne ramy zdań. Rzędy bezładnych liter poukładanych w gładkie słowa. Myśli pozbierane w całość. Ułożone według dźwięczącego w głowie algorytmu głosek i sylab. Porządkujące mi głowę według nieodgadnionego paradygmatu.

Każdy ma swój wentyl. Ja mam bloga.

I będę go pisać, bez takiego zacięcia i zawzięcia jak miałam w planie. Bez sztywnych strategii, wymagań, tematów podporządkowanych temu, co co wynika z poprzedniego tematu i oscyluje wokół świeżej, więc klikalnej rzeczywistości. Olać to. To  jest życie. A jego nie da się uporządkować. Poskramiać słowami – można. Ale przeżyć według planu – bez szans. Bo życie zaskakuje. Czasem zajebiście mocno. I wali z główki prosto w mostek. Tracisz dech. Na długą chwilę.

By w końcu wrzeszczeć.

A ja chyba mam wiele do powiedzenia!

takie jest życie

takie jest życie

takie jest życie

takie jest życie

Nie lubię udawać kogoś, kim nie jestem, czyli statecznej matrony kilkorga pociech, która sypie dobrymi radami jak z rękawa. Ale myślę sobie, że może jednak chcielibyście poznać moje zdanie w licznych, okołorodzicielskich sprawach? Począwszy od żłobka i nauki samodzielności, aż do kwestii szkolnych? Są tu jakieś mamy starszaków czy mamy na pokładzie głównie mamy maluszków? Ciekawi Was moje podejście do wychowania pięciu chłopców?

Chciałabym też uruchomić cykl zabawkowy. Nasza rodzinna firma działa w branży zabawek. Są chętni, by poczytać o nowościach? Szczególnie przed świętami? Obiecuję wiele zabaw!

Zbieram się też, by w końcu pokazać Wam nasz dom. Tak w całości, a nie z grubsza. Wiecie, z czym mam największy problem? Z porządkiem! Co zrobię porządek by zrobić zdjęcia, to nie ma dobrego światła, albo ktoś mnie zawoła. Gdy wrócę, to czasem nawet jest dobre światło, ale porządku już nie ma… ale może w końcu mi się uda! Bo za bardzo się postaraliśmy, żeby ukryć nasze wysiłki pod powierzchownym bajzlem… Może pomoże mi ta deklaracja? Zapowiadam cykl domowy! Od zakupu domu z rynku wtórnego – do kwestii remontowych i wykończenia wnętrz. Od kuchni, przez dziecięce pokoje i łazienki. O sypialni nic nie powiem, bo jest nadal w powijakach i jeszcze długo tak będzie, bo jest na szarym końcu potrzeb.

I teraz czekam na Wasze propozycje tematów: o czym chcielibyście czytać? Co Was najbardziej interesuje w naszej niestandardowo dużej rodzince? Może macie konkretne problemy, na temat których chcielibyście, żebym się wypowiedziała z własnej, przetarganej pięciokrotnie, perspektywy?

takie jest życie

(fot. niezrównany Rafał Troche Fajny Fotograf . Sesja z kwietnia, jestem w szoku, jak zmieniły się maluszki w tym czasie… A to kilka kadrów, których nie publikowałam wcześniej, jedne z moich ulubionych, lekko nostalgicznych ujęć. Uwielbiam je.)

A w międzyczasie może będę Wam płakać, albo znikać na dłużej. Bo jest ciężko i czasem nawet ciężej… ale wrócę. Zawsze. Tylko tu bądźcie i dajcie znać, że czekacie…

Wasza Pat